niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 3

-Przestań! Wypuść m.....- Nie dokończyła ,bo wyssałam z niej resztki życia. Za godzinę miałam się spotkać z Diego i jego kolegami więc postanowiłam ,że przedtem się posilę. Zawsze wolałam krew ludzi od dwudziestu do trzydziestu lat. Była wtedy najbardziej gorąca.  Czułam jak ciepła krew spływała stróżkami po mojej brodzie.  W końcu zaspokoiłam swój głód. Dziś zabiję Klausa. Chłopacy są mi potrzebni jako tarcze. Nie mam zamiaru się z nimi pouchwalać. Posłużą mi jako marionetki. Odwrócę nimi uwagę Klausa i jego rodzeństwa i zanim Elijah i Rebekah zabiją wszystkich i zauważą że Klaus nie żyje ja będę już daleko. Doszłam do baru Lepsis. Diego i jego kilku kolegów już tam byli.
- No, jesteś już- Przywitał mnie Diego.
- To ona?- Zapytał jakiś chłopak z tyłu.
- Tak- Odpowiedział- Siadajcie- Pokazał nam na podłużny stół pod oknem.
- Jaki jest plan?- Zapytałam szybko. Jakby mnie to w ogóle obchodziło.
- Własnie staram się to powiedzieć- Zaczął Diego- Ale musicie postępować tak jak ja wam powiem bo inaczej pierwotni nas zabiją. Rzecz w tym że to ja idę do Mikaelsonów Wyprowadzę stamtąd Klausa. Jest teraz królem dzielnicy więc powiem mu że jakiś wampir został zabity albo że są jakieś kłopoty z wiedźmami. Zaprowadzę go do południowego lasku. I teraz wchodzicie wy. Ja za chwilę pójdę do willi Mikaelsonów ,a wy w tym czasie pójdziecie już do lasku gzie będziecie czekać na mnie i Klausa. Gdy go przyprowadzę przystąpicie do ataku. Sztylet mam tylko ja więc waszym zadaniem jest unieruchomić Klausa bym ja mógł mu go wbić. Rozumiecie?- Pokiwaliśmy wszyscy głowami na znak zrozumienia. Po chwili ciszy Diego wstał z krzesła i w ludzkim tempie wyszedł z baru.
- No to idziemy- Powiedział zielonooki brunet siedzący obok mnie. Ruszyliśmy w stronę lasku. Nigdy tam nie byłam więc kierowałam się z innymi. Byliśmy jak jakaś mroczna karawana przechodząca przez miasto. Idąc postarałam się przemyśleć mój plan jeszcze kilka razy. Gdy doszlismy niektórzy wspięli się na drzewa ,a niektórzy schowali się za drzewami. Byłam w tej drugiej grupie. Stanęłam i jeszcze raz przemyślałam mój plan. Użycie reszty jako marionetek by odwrócić uwagę Niklausa. Wtedy mnie olśniło. Ja nie potrzebuję nikogo do odwracania jego uwagi. Poradzę sobie z Klausem w naturalny sposób. Wtedy wszystko stało się jasne. Wiedziałam co muszę zrobić. W wampirzym tempie znalazłam się przy dwóch wampirach stojących przy szerokim dębie i w ułamku sekundy wyrwałam im serca. Chcę pokonać Klausa sama. Więc muszę zabić resztę. Pierwszej zbrodni zdawał się nikt nie zauważyć. Działo się to tak szybko że tamta dwójka nie zdążyła nawet krzyknąć.

Podbiegłam do zielonookiego który siedział obok mnie w barze. Unieruchomiłam go i zaczęłam powoli odrywać jego głowę od tułowia. Ten zaczął przeraźliwie krzyczeć. Wszystkie wampiry przybiegły w miejsce jego krzyku. Zanim jakikolwiek zrozumiał co się dzieje głowa zielonookiego leżała już dwa metry dalej. Po dwóch sekundach ciszy ruszyli. Z tego co policzyłam było ich tylko dziesięciu. Chcieli mnie zabić za śmierć dwóch swoich. Rozumiem to ,ale to nie ja będę dziś ofiarą.  Skoczyłam okrakiem na wampira biegnącego prosto na mnie i zanim zdążyliśmy jeszcze paść na ziemię wyrwałam mu głowę.  Kolejna była dwójka wampirów która obiegałam mnie z obu stron. W ostatnim momencie wepchnęłam z całej siły ręce do ich klatek piersiowych. Trochę za mocno. Moje ręce przebiły ich na wylot. Efekt był jednak taki sam. Przez to że moje ręce przeszyły ich na wylot wypchnęłam z nich ich serca. Czyli inaczej mówiąc, kolejna dwójka padła martwa. Kolejna była młoda dziewczyna której rozerwałam głowę oraz cała reszta po kolei. Po pięciu minutach stałam już w lasku pełnym wampirzych trupów. Całe moje ręce ociekały krwią.  Przykucnęłam obok jakiegoś wampira którego przed chwilą pozbawiłam głowy i wytarłam ręce o jego koszulę. Jemu się już nie przyda. Ustałam na środku łąki i jeszcze raz spojrzałam na truchła. Uśmiechnęłam się dumnie. Nie ma to jak zapach zbrodni wieczorem. Tak długo moim jedynym zajęciem było znalezienie Klausa że zapomniałam jakie to fajne. Po kilku minutach usłyszałam szelest ściółki leśnej. Diego i Klaus nadchodzili.
- Mam teraz gorsze problemy na głowie niż jakieś durne wiedźmy!- Uskarżał się pierwotny. Diego i Klaus weszli do lasku. Oboje zdawali się być jednakowo wstrząśnięci widokiem truposzy.
- Co to ma być?!- Wrzasnął Klaus ,ale Diego nie zdążył mu odpowiedzieć. Podbiegłam do niego i skręciłam mu kark. Dlaczego nie zabiłam Diego? Może dlatego że miałam w sobie resztki miłosierdzia? Uratował mnie przecież od Mikaelsonów. Klaus najwidoczniej usłyszał dźwięk łamanego karku ,bo momentalnie się odwrócił.
- Znowu ty- Powiedział- Sądziłem że po tym jak cię załatwiliśmy w domu Marcela to sobie odpuścisz- Stanęliśmy ze sobą twarzą w twarz.
- Chciałbyś- Warknęłam.
- Nie przeczę że chciałbym mieć cię już z głowy- Powiedział i zbliżył się do mnie jeszcze bardziej- A co jeśli to kolejna pułapka?- Szepnął mi do ucha. Tym razem byłam szybsza. W ułamku sekundy obróciłam się zablokowałam mu ręce i prawą ręką złapałam za włosy.
- Wiesz że jeśli pociągnę teraz twoją głowę to będzie oznaczało koniec twojego żywota- Powiedziałam i już chciałam zakończyć jego egzystencje kiedy zjawili się oni. Jakby z znikąd ku mnie i Klausowi zaczęli biec Łowcy Wampirów.
- Co do...- Nie dokończyłam. Uciekłam. I zostawiłam Klausa samego. To koniec. Jeśli Łowcy wiedzą o moim istnieniu nie zostaje mi nic innego. Muszę zbudzić siostry.

2 komentarze:

Obserwatorzy