Czekałam wpatrzona w zamknięte powieki Faysy. Przez to ciągłe gapienie się zdołałam wychwycić nawet takie detale jak to że przez ten tysiąc lat jej włosy zbladły o odcień. Czekałam trzymając się nadziei że się obudzi da mi porządnie w pysk za to co jej zrobiłam. Ale nic takiego się nie działo.
- Co jest do cholery!- Wrzasnęłam odwracając głowę w kierunku Aline. Już szłam w kierunku wiedźmy kiedy nagle wokół niej zaczęły wyrastać ogromne zielone płomienie. Ona chyba naprawdę myśli że się tym przejmę! Prychnęłam i poszłam dalej. Już miałam iść dalej kiedy nagle przy ścianie ognia uderzyło mnie coś. Jakby piorun. Kurwa! Zaklęłam. Zapomniałam że w czasie zawiązywania paktu ich przywódczyni Rawen połączyłam moją krew z jakiś ziołem by dzięki temu uzyskać coś co będzie chronić przede mną każdego kto ma to przy sobie. Coś jak werbena tylko że na mnie werbena nie działa tak jak na inne wampiry. To znaczy, owszem rani mnie ,ale nie chroni przede mną ludzi którzy mają ją przy sobie.
- Myślisz że mnie ty zabijesz!?- Zaśmiałam się.
- Nie chcę cię zabijać- Odpowiedziała spokojnie- Nie jestem taka jak ty. Chcę się tylko chronić. Uwierz mi, gdybym chciała cię zabić zrobiłabym to podstępem-Odpowiedziała Aline.
- Myślisz że możesz ze mną pogrywać!?- Wrzasnęłam po czym uśmiechnęłam się tryumfalnie. W wampirzym tempie znalazłam się przy schodach- Klaus! Rebekah! Elijah!- Zawołałam Pierwotnych. Całe rodzeństwo natychmiastowo znalazło się obok mnie.Kiwnęłam głową w stronę młodej Diesierit.
- Zajmijcie się nią- Powiedziałam.
- Nie jesteśmy twoimi sługusami- Zaprotestowała Rebekah. Zanim zdąrzyła zdać sobie z tego sprawę połączyłam się z jej umysłem. Dziwne, sądziłam że ona go w ogóle nie ma. Zaczęłam zadawać jej ból. Gdy po chwili Klaus zorientował się co się dzieje rzucił się na mnie. Życie nauczyło mnie jednak wielu sztuczek. Nie przestając dręczyć Rebeki zaczęłam zadawać ból Klausowi. Zdziwiło mnie to że Elijah od razu mie ruszył rodzeństwu na ratunek. Postanowiłam się nie rozpraszać i zrobić coś co ostatnio wychodzi mi coraz lepiej
mimo iż zżerał to dużo mojej energii. Przekazywanie wiadomości myślowych. ,Proszę...Was...O....Jedną.....Prostą.....Rzecz.....A.....Wy.....Nawet....W.....Tym....Macie...Jakiś....Problem!!!! Przypominam.....Że.....To....Ja.....Odpieprzyłam....Brudną....Robotę!!!! '
Dużo mnie kosztowało przesłanie tej wiadomości ,ale opłacało się. W oczach Pierwotnej zauważyłam wyraźny strach. Jednak teraz zaprzątałam sobie głowę czymś innym. A mianowicie, co się dzieje z Elijahą. Niemożliwe żeby dał tak długo cierpieć swojemu rodzeństwu. Odwróciłam głowę w stronę w której przed chwilą stał najstarszy Pierwotny. Ku mojemu zdziwieniu nie było go tam. Wtedy przypomniałam sobie o Aline. Odwróciłam wzrok w jej stronę i nie wierzyła w to co widzę. Wśród płomieni stała Aline z Zakrwawionym Elijahą trzymanym przez nią za kołnierz. W ręku trzymała coś co ja dobrze znałam. Jaka ja byłam głupia! Nawet nie zwróciłam uwagi jak głupia wiedźma podpieprzyła złoty sztylet.
- A teraz Luna posłuchasz uważnie moich warunków- Zaczęła i przybliżyła sztylet do serca Elijahy.
- Co tu się dzieje?- Zapytał się Klaus. Dopiero co otrząsnął się z bólu. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam jak przerwałam połączenie myślowe. Jako że czułam że czeka mnie długa i powarzna rozmowa z rudowłosą wiedźmą w wampirzym tempie podbiegłam do Rebekah i Klausa i jednym sprawnym ruchem skręciłam im karki by mi nie przeszkadzali w interesach.
- Dlaczego miałaby przystawać na twoje warunki?- Zapytałam bezpiecznie okrążając krąg ognia.
- Bo nic nie zyskasz jeśli tego nie zrobisz- Odpowiedziała Aline jak prawdziwy rekin biznesowy.
- Niby dlaczego? Mogłabym cię na przykład zabić- Przedstwiłam jej moje plany. Mimo ogólnej sympatii do niej miałam chęć ją teraz zabić.
- Nie oszukujmy się. Klaus i Rebekah nie pomogą ci mnie wyciągnąć ,a Elijah jest u mnie. Sama nie przedostaniesz się przez płomienie- Powiedziała pewnie wiedźma.
- Zawsze mogę poczekać aż zabraknie ci mocy. Nawet ty nie możesz trwać tu wiecznie- Przelicytowałam ją.
- To będziesz musiała długo poczekać- Powiedziała po czym westchnęła- A co powiesz jeśli przedstwieci jeszcze jeden argument. Na przykład taki że jak wiesz to co mam w ręce to złoty sztylet który może uśpić prapierwotnego.
- Co z tego?- Dopytywałam się. Trzeba przyznać że ruda ma zmysł do interesów.
- a to że, owszem ciebie to uśpi ,ale Pierwotnego zabije. Tak jak kołek z białego dębu- Odpowiedziała i uśmiechnęła się tryumfalnie. Jeśli zabije Elijahe Pierwotni się ode mnie odłączą i zostanę kompletnie sama.
- Jakie są twoje warunki?- Zapytałam od niechcenia. Nigdy nie lubiłam okazywać ludziom że ich wyższości.
- Grzeczny wampirek- Pochwaliła mnie Aline. Niech się nie zapomina! Krew wezbrała mi się w uszach z nerwów. Aline stała przez chwilę w ciszy jakby się nad czymś decydowała. Wtedy to się stało- Teraz!- Krzyknęła. Nie widziałam nawet co się dzieje. To działo się za szybko. Ujrzałam snop zielonych iskier i mignięcie brązowych tęczówek po czym poczułam rozrywający ból w piersi i zaczęły uchodzić ze mnie siły. Spojrzałam się na swoją klatkę piersiową. Głęboko w niej wbity wył złoty sztylet ,a wokół niego biała koszulka zaczęła zmieniać kolor na czerwony. Spojrzałam na wprost siebie i ujrzałam dobrze znane mi brązowe tęczówki. Z zakrwawioną dłonią na rączce sztyletu stał przy mnie Elijah.
- Wybacz, musiałem- Szepnął i z impetem wbił sztylet jeszcze głębiej pozbawiając mnie resztek sił. Zemdlałam.
Wow!!
OdpowiedzUsuńSuper rozdział.
W ostatich czasach nie miałam jak komentować.
Nie tylko na twoim blogu.
Jestem tu nowa =)
Czytam twojego bloga już kilka godzin.
Więc życze duużo weny i wpadnij do mnie i pomusz w podjęciu decyzji.
historia-dedykowana-wam.blogspot.com
Aleksandra N.