Siedziałam smętnie na kanapie przypatrując się nerwowo bawiącej się nitką Bonnie. Nie wiedziałam po co mnie tu wezwano, ale wiedziałam, że to nic dobrego. Nikt z własnej woli nie chciałby ze mną współpracować. Oparłam się dłonią o zimną tapicerkę kanapy i czekałam aż ktoś zabierze głos. Chciałam by to szybko się skończyło. Po kilku minutach ciszy głos w końcu zabrała Elena.
- No więc, Katherine, pewnie zastanawiasz się czemu tu jesteś?- zapytała, a ja z premedytacją, by zdenerwować mojego sobowtóra wpatrywałam się w paznokcie lewej ręki bez słowa.- Widzę, że nie za bardzo interesuje cię to co mam do powiedzenia? Ale może bardziej zainteresuje cię to, jeśli powiem, że chodzi o Stefana i Damona?- powiedziała i uśmiechnęła się, patrząc na moją reakcję. Momentalnie się ożywiłam.
- Co?...- zapytałam, a Bonnie wraz z Eleną zaczęły opowiadać mi o najściu Klausa i tej...Luny. Z każdym słowem coraz trudniej było mi uwierzyć w historię opowiadaną przez Gilbert i Bennettównę. Po całej opowieści opadłam bez sił na fotel.
- Stefan współpracuje z Klausem? Znowu?- dopytywałam się.
- Na to wygląda. Poza tym, Bonnie mówi, że pomiędzy Luną, a Stefanem wyczuła dziwną więź.- wytłumaczyła Elena, jakby zostawiając sobie chwilę do namysłu.- Emocjonalną więź- dokończyła, po czym dała mi chwilę by to sobie wszystko porządnie przemyśleć. Co ja mam o tym myśleć? Przecież nie ma co walczyć z Klausem, a jeśli to co dziewczyny mówiły o Lunie jest prawdą, to znaczy, że mamy kolejnego wroga nie do pokonania.
- Dalej nie rozumiem po co tu jestem?- zapytałam, a Elena z dziwnym wyrazem twarzy ściągnęła brwi.
- Żeby pomóc nam ich znaleźć-odpowiedziały obie jednocześnie, a ja tylko zaśmiałam się krótko i wybiegłam w wampirzym tempie z domu Salvatore'ów. Jedyne co za sobą słyszałam to krótkie nawoływania Eleny, składające się w krótkie słowo 'suka'. Muszę powiedzieć szczerze, że nie mam zamiaru im pomóc. Już raz zdenerwowałam Klausa i nie mam zamiaru ryzykować jeszcze raz. Biegłam po lasach Mystic Falls, prawie nic nie robiąc sobie z tego, że prawie uderzałam w drzewa. Po moim policzku spływały łzy. Płakałam z powodu Stefana, mimo iż obiecałam sobie, że nie będę tego robić. Los nie dał mi jednak długo rozmyślać. W ułamku sekundy usłyszałam dziwny świst nad uchem i momentalnie odskoczyłam o dwa metry w bok. Przede mną stał barczysty brunet z kołkiem w ręku, wilkołak.
- Co do...- zaczęłam, ale wilkołak nie pozwolił mi dokończyć. Rzucił się na mnie, kierując kołek w moją pierś. Szybko złapałam go i zaczęłam od siebie odciągać. Wilkołak był jednak silniejszy. Rzucił mnie na ściółkę i przycisnął swoim ciałem. Złapałam go za rękę, z całych sił próbując odciągnąć kołek od mojego serca. Wystarczyła jednak chwila nieuwagi bruneta bym wyrwała mu kołek z dłoni i rzuciła go na bok. Wilkołak rzucił się na mnie z pięściami, jednak nie dało to dużego efektu. Złapałam go za szyję i uniosłam kilka centymetrów nad ziemię.
- Kto cię przysłał?- zapytałam ostro, a gdy wilkołak nie odpowiadał, mocniej zacisnęłam dłoń na jego szyi.- Gadaj- zażądałam. Wilk najpierw długo się krztusił, a później zaczął mówić.
- Ja...ja...przysłała...mnie- zaczął, co chwila krztusząc się, albo własną krwią, albo śliną-...Pani Ciemności- powiedział, ze strachem w oczach.
- Gdzie ją znajdę?- zapytałam tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Ja nie mogę... powiedzieć- sprzeciwił się.
- A ja mogę. Mogę wyrwać ci serce- odpowiedziałam z furią w oczach.
-Ona...ona- zaczął, ale nie dokończył. W wolną dłoń wcisnął mi małą karteczkę. Spojrzałam na karteczkę i wypisany na niej adres.
- Dzięki- powiedziałam i wyrwałam brunetowi serce, po czym odrzuciłam zwłoki na bok.
- Pani Ciemności, idę do ciebie!- krzyknęłam sama do siebie.
***
Wszedłem do starego zatęchłego domu Bennettów. Wszystko pachniało tu wilgocią i zgnilizną. Dużo się zmieniło od czasu, kiedy byłem tam ostatni raz posiadłość Bennettów była w nienaruszonym stanie. Poza tym po oczach buchało zupełnie inne wnętrze. Było ciemno, okna zasłonięte były tiulowymi zasłonami od których dobrania kolorów, człowiekowi zbierało się na wymioty. Poza tym, wszędzie walały się dymiące i śmierdząc niczym zatęchłe drewno kadzidła. W korytarzu nie było nikogo, więc wraz ze Stefanem i Damonem pokierowaliśmy się do salonu z którego wydobywały się czyjeś stłumione śpiewy. Już miałem otworzyć stare drzwi, gdy nagle uchyliły się one wyszła przez nie Bonnie w przewiewnej, zielonej sukni nadającej się tylko dla taniej wróżki telewizyjnej.
- Co wy tu robicie?!- zapytała spanikowana, przyciszonym głosem, zamykając za sobą drzwi.
- Przecież powiedziałem, że wrócę- uciął jej pretensje Damon.
- Ale nie wiedziałam, że tak szybko! Nie widzicie, że mam sabat czarownic?- skarciła nas Bonnie.
- Nie zapominaj do kogo mówisz!- upomniałem ją donośnym tonem, ani trochę nie zwracając uwagi na sabat czarownic odbywający się niedaleko mnie. Bonnie spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem. Wiem, że mnie nie lubiła. Nikt w Mystic Falls mnie nie lubił, ale co z tego? Jeśli mi nie pomoże to może się dla niej źle skończyć.
- Dobrze, powiem siostrom, że muszę opuścić sabat. Idźcie już do lasu, spotkamy się przy starej kostnicy- powiedziała, a my oddaliliśmy się, zgodnie z jej instrukcjami.
Nad lasem słońce już zaszło, a wiatr nie dął tak mocno jak na początku, ale to wcale nie oznaczało, że chociaż trochę się ociepliło. Na Bonnie czekaliśmy już z godzinę i nie kryję, że kończyła mi się cierpliwość. Czy jej się wydaje, że może ze mną pogrywać? Zaczynałem się już denerwować, co nie znaczy dla niej dobrze. kilka razy zabijałem wiedźmy, ale trzeba przyznać, że ich krew jest okropna. Ale jak będzie trzeba, to się przemęczę. Na szczęście Bennett po chwili zauważyliśmy czyjąś sylwetkę brnącą ku nam. Chwila, to dwie osoby! Dopiero gdy podeszły zauważyłem, że to Bonnie, tyle, że w towarzystwie Caroline. Jeszcze jej tu brakowało!
- No, czego chcieliście?- zapytała Bonnie krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Mamy do ciebie bardzo ważną sprawę- odezwał się Stefan.
- To wiem, Damon mi powiedział i powiedział też, że mam nie mówić Elenie o tym, że wiem co się z wami dzieje, przez co musiałam kłamać jej prosto w oczy!- uniosła się Bonnie, ale mnie bardziej intrygowało to, że Caroline stała cały czas bez ruchu nic nie mówiąc.
- Po co ją przyprowadziłaś?- zapytałem, wskazując na pannę Forbes.
- Bo wiem, że w jej obecności nic mi nie zrobisz- odpowiedziała wiedźma, a ja zaśmiałem się pod nosem.
- Ach, Bonnie, Bonnie... tamte czasy już dawno minęły, Caroline już mnie nie interesuje- odpowiedziałem, a Bennett uniosła wysoko brwi, a Caroline zrobiła obrażoną minę, mimo starania się jej ukrycia.
- Może przeszlibyśmy do rzeczy?- zaproponował Stefan, a wszyscy równo kiwnęli głowami. Damon zaczął wyjawiać swój plan w którym Bonnie miałaby pomóc nam zlokalizować Siedzibę Darknessów, a my mielibyśmy pod pozorem audiencji u wodza uwolnić Lunę. Plan był kretyński, ale mógł się udać. Jednak to bardzo trudne, bo każdy musi idealnie znać swoje role.
- Dlaczego miałabym pomóc tej suce?-zapytała Bonnie, po zakończeniu tłumaczeń Damona.
- A może dlatego, że mamy coś co cię przekona?- odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Niby co?- zapytała z wyższością Bonnie, a ja wyciągnąłem zza płaszcza małą starą książkę.
- To jest księga czarów czarownic z najstarszego na świecie klanu Amorosio. Wątpię byś się na to nie zgodziła-
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mamy kolejny rozdzialik!
I nie ma Luny! Haha, nie ma, bo chcę was jeszcze trochę podenerwować :)
Poza tym, ten rozdział wydaje mi się słaby, więc nie wiem, czy dobrze się wam go będzie czytać.
Mam nową zasadę!
Za 4 komentarze dodaje nowy rozdział!
Pozdrawiam,
Ella.
Hej. Widzę nowy szablon. Ładny. :D
OdpowiedzUsuńWow. Już się bałam, że coś stanie się Katherine, ale ona to jednak wszystko przetrwa. Co to za pani ciemności? Czyżby pani mama Darkness? Czyżby matka Luny? :D Tak mi się skojarzyło, ale poczekamy zobaczymy. Jestem ciekawa. :D
Caroline już nie interesuje Klausa. No trochę szkoda, ale co zrobić. :( No nic. Mam nadzieję, że plan uwolnienia Luny wypali. Znając Ciebie coś pójdzie nie tak. :D Chociaż może... :o Czekam z niecierpliwością na 4 komentarze i kolejny rozdział, hahah. <3
Pozdrawiam, życze weny, pomysłów, ciepełka, słoneczka i miłego długiego weekendu. <3
we-have-immortality-tvd.blogspot.com
Też podoba mi się szablon. Chciałam, żeby był chłodny i chyba się udało. Co do akcji odbicia, to mam zupełnie inne plany, ale ich nie zdradzę :)
UsuńWow, rozdział pierwsza klasa tylko smuci mnie brak Luny ;( Noi kto to ta Pani Ciemności? :D Czekam na następny
OdpowiedzUsuńWiem, wiem, Luna pojawi się w kolejnym rozdziale, a co do Pani Ciemności, to niedługo się dowiesz :)
UsuńUwielbiam Klaroline, to tak na wstępie. Przeczytałam rozdział, ale stwierdziłam, że jednak muszę wrócić do poprzednich. Mimo, że nie za wiele ogarniałam podoba mi się. W ogóle narracja. Najpierw jako Katherine, a później jako Klaus. Cudoooo :*
OdpowiedzUsuńhttp://fightandlovestoryakrelyna.blogspot.com/
Bardzo się cieszę, że ci się podoba, ale masz rację, że można się zgubić, jak się nie czytało od początku. Narracja Kath i Klausa pojawiła się po raz pierwszy, więc cieszę się, że ci się podoba :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń