Dom Mikaelsonów na planatcji z punktu widzenia gościa wyglądał dużo przyjemniej niż z punktu widzenia zakładnika. Przez trzy dni miałam czas dokładnie go sobie obejrzeć. Piękne renesansowe kolumny i schody. Piękne machoniowe półki. Zbudowanie tego wszystkiego musiało kosztować majątek. Nie mówię że mój rodowy dom to jakaś chata ,ale jak byłam tam te sto lat temu by obejrzeć gruzy to aż tak bogato urządzony nie był.
Przez te trzy dni Klaus i Elijah wychodzili z siebie by znaleźć sposób na wybudzenie moich sióstr ,a Rebekah chodziła napuszona po domu twierdząc że mi nie ufa i że nie ma zamiarumi pomagać. Ja za to miałam inne zajęcie. Elijah już pierwszego dnia doszedł do wniosku że powinnam zdobyć sztylet którym poderżnęłam gardła siostrom.Przez trzy dni więc próbowałam znaleźć nieśmiertelnego, Garysa. Garys z podziemnego królestwa wampirów o którym nikt prócz prapierowotnych nie miał pojęcia. Nie wiedziałam o nic nic prócz tego że ma na imię Garys. Tak samo on jak inni z Podziemnego Królestwa praktykował zasadę że interesy z prapierwotnymi prowadzi się incognito. Wtedy mi to nie przeszkadzało. To właśnie Garys wykuł dla mnie złoty nóż.
Dziś z mego rana chciałam wybrać się do Kalifornii. Od kilku osób kóre prawie zamordowałam dowiedziałam się że właśnie tam go znajdę. Gdy tylko pogroziłam też zabiciem ich rodzin poznałam dokładny adres. Wszystkie potrzebne rzeczy od rana leżały już w mojej torbie. To jest, kilka torebek krwi ( Nie znoszę pić z torebek ,ale skoro mus to mus), komórka, kilka kołków na wampiry i pistolet ze srebrnymi kulami na wilkołaki. Wzięłam też trochę gotówki. Rano gdy byłam już w korytarzu postanowiłam powiadomić o moim wyjeździe Elijahe.
- Elijah, jadę do Kaleiforni, wrócę jutro rano!- Wrzasnęłam w korytarzu. Po chwili obok mnie pojawił się najstarszy Mikaelson.
- Po co?- Opytywał się.Upełnie zapomniałam że czuje się za mnie odpowiedzialny. O ironio! Przecież on jest pięć tysięcy lat ode mnie młodszy.
- W Kalifornii jest facet który tysiąc lat temu wykuł mi złoty sztylet. Podejrzewam że jeśli użyję persfazjii to zrobi to jeszcze raz- Odpowiedziałam zakładjąc lewego kozaka.
- Ta twoja perswazja!- Prychnął Klaus. Dobra ,a teraz tak na serio. Wolałbym byś nie jechała tam sama- Zaczął.
- Daj spokój! Nawet jak to i tak nie ma się kto ze mną zabrać. Ty jesteś zajęty ,a Rebekah na pewno się nie zgodzi- Powiedziałam.
- Pojedziesz z Klausem- Powiedział jakby nigdy nikt Elijah.
- Co?! Nie ma takiej opcji- Odpowiedziałam szybko.
- Właśnie że jest- Nawet nie zauważyłam jak w wampirzym tempie w korytarzu pojawił się Klaus. Stał nonszalancko opierając się o futrynę drzwi wyjściowych.
- No widzisz, nie masz wyjścia- Powiedział Elijah i zniknął w środku domu.
Westchnęłam patrzą na mojego kompana.
W samochodzie Klaus cały czas puszczał stare przeboje Nirvany i Metalliki. Trochę byłam mu za to wdzięczna ,bo męczenie się przez tak długą drogę z chujową muzyką nie byłoby miłym doświadczeniem.Gdybym cały czas nie miała ochoty urwać mu łba to pewnie pochwaliłbym jego gust muzyczny.
- To tu- Odezwałam się wskazując palcem na stary podniszczony budynek z czerwonej cegły.
- Jesteś pewna?- Upewniał się Klaus.
- Tak- Powiedziałam i wyszłam z samochodu. Nie chciałam już ani chwili spędzić w tak bliskim towarzystwie Klausa. Podeszłam powoli do budynku. Wyglądał jakby w każdej chwili mógł się zawalić. Szarpnęłam delikatnie za drzwiczki. Zacięły się. Zdecydowałam się na mniej delikatny ruch. Zamachnęłam się i z całej siły pchnęłam drzwi obcasem. Trzask! I drzwi leżały już na podłodze. Po chwili usłyszałam za sobą głos Klausa.
- To nie było zbyt mądre. Dom mógł się zawalić- Wymądrzał się.
- Zamknij się!- Odpowiedziałam. Towarzystwo Klausa doprowadzało mnie do białej gorączki.
Budynek w środku wyglądał na opustoszały. Bez żadnych pochopnych ruchów zaczęłam szukać właściciela. Wtedy usłyszałam chuk. Odwróciłam się w tył i zobaczyłam leżącego nieruchomo Klausa.
- Klaus!- Krzyknęłam i podbiegłam do leżącego nieruchomo Klausa. W momencie w którym chciałam przegryźć swój nadgrstek by dać krwi Klausowi poczułam dziwne uczucie w plecach.
- Dobranoc skarbie- Usłyszałam pod uchem i wtedy go poczułam. Pszeszywający ból. Płomienie rozpalające się w moim ciele. Poczułam w sobie zawrotną ilość werbeny. W ogromnych bólach zemdlałam.
Obudziłam się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Moje ciało nadal przeszywał ból przez tą durną werbenę. Dokładnie przyjżałam się pomieszczeniu przez ziele wstrzyknięte do mojego organizmu mój wzrok zostawiał dużo do życzenia. Po kilku próbach udało mi się dojść do tego gdzie jestem. Byłam w piwnicy. W ciemnej piwnicy. Ale nie to było najgorsze. Byłam w ogrommej zardzewiałej klatce. Kurwa! Przeklnęłam w duchu. Ile jeszczd razy dam się pojmać? Chyba jestem dużo gorszym wampirem niż mi się zdawało. W przeciwległym rogu pokoju zobaczyłam jeszcze jedną klatkę ,a w niej wciąż nieprzytomnego Klausa. Nagle drzwi piwnicy otworzyło się i do piwnicy wszedł wysoki mężczyzna. Jako że panowały prawie egipskie ciemności nie dostrzegłam jego twarz. Meżczyzna zapalił światło i wtedy dostrzegłam swojego porywacza. Na usta nasuwało mi się tylko jedno słowo.
- Dlaczego?- Zapytałam cichym głosem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz