niedziela, 17 sierpnia 2014

Epilog

Stałem nad grobami Elijahy i Luny. Ceremonia pogrzebowa była mała i raczej prywatna. Nie mogłem uwierzyć, ze ich już nie było. Plułem sobie w brodę za to, że zabiłem tego cholernego chłopaka Luny. Gdyby nie to nic by się nie stało. Ale nie miał bym też jej. Małego swiatełka które rozswietlało mroki mojego swiata. Yasminne. Wiedziałem, że to ona jest tym dla kogo będę żyć. Była sensem mojego życia. Po chwili podeszła do mnie Rebeka.
- Będziesz się teraz mscił?- zapytała.
- Nie- odpowiedziałem i spojrzałem w stronę Yasminne tulonej przez Katherine- Zostawię zemstę komus, ktomu naprawdę się ona należy...
----------------------------------------------------------------------------
Mamy bardzo króciutki epilog, ale nie chciałam się rozpisywać, bo czekają nas jeszcze dwie dziesięciorozdziałowe częsci na The Originals Return. Jesli mogę, mam do was prosbę.
Zapraszam więc na moje nowe blogi które zaczęłam pisać lub zacznę niedługo:
Cztery strony Hogwartu
Pod skrzydłami kosogłosa
This is the end...

niedziela, 10 sierpnia 2014

Rozdział 26

Własnie chciałam wychodzić z gabinetu kiedy poczułam przeszywając ból. Krzyknęłam. 
- To za te wszystkie krzywdy- usłyszałam za sobą głos Astrid i spojrzałam na moją klatkę piersiową. W miejscu serca byłam na wskros przeszyta złotym sztyletem. Wiedziałam co to znaczy. Umierałam. Nie było już dla mnie ratunku. Chciałam odpowiedzieć cos Astrid, ale uciekła zanim zorientowałam się co się stało. Upadłam na ziemię. Za chwilę umrę. Leżałam na zimnej posadzce w kałuży własnej krwi, która obficie lała się z rany. To już koniec. Z mych oczu spływały krwawe łzy. Tylu rzeczy w życiu nie zrobiłam. Tylu osób nie przeprosiłam. Czemu? Czemu to przydażyło się mi? Głosy wokół mnie zaczęły cichnąć, ale mimo to usłyszałam szczęk otwieranych z łoskotem drzwi. Z mozołem odwróciłam głowę w ich stronę. W drzwiach stał Klaus. Pełen ran i ociekający potem. Gdy mnie zobaczył od razu do mnie podbiegł. Wziął moją głowę na swoje kolana i spojrzał na moją ranę. On też wiedział co to znaczy. Po jego policzkach zaczęły spływac łzy.
- Nie zostawiaj mnie. Nie teraz- mówił i potrząsnał mną mocno, ale ja tylko wpatrywałam się w niego moimi zakrwawionymi oczami. Wrócił po mnie. Nie liczy się to, że się mu nie udało. Wrócił.- Słyszysz? Nie chcę znów zostać sam!- Mówił, ale ja coraz gorzej go słyszałam. Czułam jak cały robi się lepki od mojej krwi. Po chwili usłyszałam jeszcze czyjes kroki. Do gabinetu weszli Katherine, Rebekah, Damon, Stefan, Bonnie i Luke. Wszyscy patrzyli na mnie za smutkiem w oczach, a po twarzy Stefana obficie spływały łzy. 
- Masz żyć!- krzyknął Klaus.
- Daj spokój Klaus, ona umiera. Już jej nie pomożesz- powiedziała cicho Rebekah. Klaus ujął moją dłoń, a ja podałam mu małą karteczkę, którą miałam przygotowaną w takiej sytuacji. Ktos musi się nią zająć. Było napisane na niej krzywym pismem słowo Yasminne i adres do zaprzyjaźnionej wiedźmy. Klaus nie puszczał mojej dłoni, ale po jego minie widziałam, że wie o karteczce. 
- Kocham cię- powiedziałam i ogarnęła mnie ciemnosć. Umarłam.


***



Stałam razem z Lukiem przy drzwiach małego lesnego domku. Sporo się namęczylismy, żeby tu dotrzeć, ale Klaus nie miał siły sam tu przyjechać. Nadal przebolewał smierć Luny i Elijahy. Została mu tylko Rebekah, która bardzo starała się go pocieszyć. Niestety, ze słabym skutkiem. Na karteczce którą dała Klausowi Luna było napisane, że mam u nich zostać i się nią zająć. Nie wiedziałam o jakiej jej mówimy, ale Klaus uszanował ostatnią wolę Luny i zostałąm u nich. Co do Luke'a nadal sobie nic nie wyjasnilismy, ale widocznie tak miało być. 

Zapukałam do drzwi, a po chwili otworzyła mi niska, droban blondynka o wodnistych oczach.
- Przyszlismy od Luny- powiedziałam, a blondynka usmichnęła się promiennie.
- Po Yasminne? Proszę- powiedziała zapraszając nas do srodka.- Jestem Jev. Niech zgadnę Luna nie przeżyła?
- Tak...- odpowiedziałam, ale jej pytanie niemało mnie zdziwiło.
- Mówiłam jej, że nie ma szans przeżyć przy takim planie- powiedziała jakby sama do siebie, a później zniknęła w innym pokoju. Spojrzelismy z Lukiem po sobie. Była dziwna. Naprawdę dziwna.  Po chwili wiedźma wróciła, ale na rękach trzymała małe zawiniątko. Noworodka. Ku mojemu zdziwieniu podała go mi.
- To jest własnie Yasminne- powiedziała, a ja spojrzałam na słodką twarzyczkę dziecka. 
- Jak to? To dziecko Luny?- zapytałam. W głowie kłębiło mi się tysiące mysli.
- Luny i Klausa- ospowiedziała, a ja zasmiałam się cicho by nie obudzić dziecka.
- To przecież niemożliwe. Luna zna Klausa cztery miesiące, a ciąża trwa dziewięć. Poza tym jest wampirem, on też- powiedziałam, a Jev usiadła obok nas na krzesle.
- Po pierwsze Luna była prapierowtnym. Prapierwotni mogą się rozmnażać naturalnie, a Klaus to hybryda, czyli ma w sobie geny wilkołacze, które pozwalają mu się rozmnażać- wytłumaczyła Jev, ale ja byłam wpatrzona w hipnotyczne oczy Yasminne. Była taka mała, taka bezbronna. Aż trudno uwierzyć, że to córka Klausa.
- Ale to nie wyjasnia tak krótkiego okresu ciąży- drążył Luke.
- Luna była w pierwszym miesiącu kiedy się o niej dowiedziała. Od razu przybyła do mnie. Powiedziała, że nie ma czasu na naturalną ciążę, więc używlismy czarów i udało nam się ją przyspieszyć trzykrotnie, na tyle by mogła rodzić w trzecim miesiącu- odpowiedziała. 
- To mu chyba już pójdziemy- zdecydowałam i wstałam z krzesła i wraz z Lukiem pokierowałam się do wyjscia. Bylismy już przy samochodzie gdy Luke złapał mnie za nadgarstek.
- Kath, musimy porozmawiać- powiedział, a ja zgodziłam się. I poszłam za nim trochę dalej od samochodu.
- To koniec- powiedział, a ja zasmuciłam się. Wiedziałam, że ta chwila nadejdzie.
- Uciekasz- zapytałam, starając się nie płakać. Ledwo znałam Luke'a i prawie nic nas nie łączyło, ale czułam z nim dziwną więź. 
- Tak- powiedział i podszedł do mnie, by złożyć na moich ustach delikatny pocałunek.- Żegnaj- Powiedział i zniknął w gęstwinach lasu...


----------------------------------------------------------------------------

No to mamy ostatni rozdział, też krótki, ale dużo bardziej przygnębiający. Wiem, że to dziecko to poszłam mocno w The Originals, ale Yasminne jest mi potrzebna do dalszych częsci. No to został nam już tylko epilog. Mam nadzieję, że wam się podobało. 
Chciałabym by po tym rozdziałem podpisał się naprawdę każdy kto czytał moje opowiadanie. Nie musi być na koncie jesli ktos nie ma może podpisać się w anonimie, ale chciałabym by każdy się podpisał bym wiedziała dla ilu osób pisałam :) 
Poza tym zapraszam na blog, który stworzyłysmy razem z Julss i Akrelyną, na który zapraszam TU.

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział 25

Własnie wróciłam. Nie wiem widziałam żadnego sensu w tym żaby wracać, ale cos mi mówi, że tak będzie lepiej. Nie tylko dla mnie, ale również też dla Luke'a, Katherine i dla niej. 
To co mnie zdziwiło, to haos, panujący w całym domu. Wszędzie biegały wampiry, a syreny ostrzegawcze grały na alarm. Postanowiłam wszystkiego się dowiedzieć i omijając panikujących członków mojej rodziny, pokierowałam się ku gabinetowi mojego ojca. Prawdą było, że wiedziałam, że będzie mnie wypytywał o miejsce mojego pobytu którego zdradzić mu nie mogłam, ale poszłam. Uchyliłam drzwi i tak jak się spodziewałam, na krzesle za biurkiem z nogami na stole i lampką wina w ręku siedział w całosci odprężony mój ojciec. 
- Wróciłas już- zaczął, ani na chwilę nie otwierając oczu by na mnie spojrzeć.- Ostatnim razem gdy uciekłas sprowadzenie cię z powrotem zajęło mi trzy tysiące lat- zironizował, a ja po chamsku zatrzasnęłam głosno drzwi i usiadłam się na krzesła przed biurkiem.
- Co tu się dzieje?- zapytałam tonem nie znoszącym sprzeciwu. Mój ojciec tylko powoli wstał i zostawił pół pusty kieliszek na biurku i wyciągnął jeszcze jedną butelkę wina. 
- Może trochę grzeczniej- upomniał mnie dolewając sobie wina.
- Jestem Władczynią Feniksa i chyba mam prawo wiedzieć co dzieje się w moim królestwie!- umyslnie podniosłam głos. 
- Wiedziałem, że źle się to skończy...- szepnął. 
- Zależy dla kogo- odpowiedziałam i sama nalałam sobie wina do drugiego kieliszka, któy wychyliłam jednym chałstem. Przez chwilę sztyletowalismy się spojrzeniami. Nie znosiłam go, a on to wiedział. Teraz trwała między nami walka. Niema walka na spojrzenia. Wręcz w całym gabinecie czuło się tą wszechogarniającą, wspólną niechęć do siebie nawzajem i podejrzewam, że gdyby teraz ktos tu wszedł, to zemdlałby z nadmiaru tej energii. Wiedziałam, że to już czas, by wcielic plan w życie. Nie można tego dłużej odkładać. On już widzi we mnie zagrożenie. Tym bardziej, że teraz nie mam na niego żadnego haka. Trzeba to zrobić dla JEJ bezpieczeństwa. Nie mam żadnej pewnosci czy to przeżyje. Szanse są jak pięćdziesiąt na pięćdziesiąt, ale jesli to zrobię, to całe nasze imperium legnie w gruzach. Wszsytko co przez te dwanascie tysięcy lat zbudowalismy, legnie w gruzach, przez moją decyzję. Ale to dobra decyzja. To już nie jest to samo imperium. Podobno kiedys było tu, naprawdę jak w rodzinie. Panował powszechny szacunek i nie było fizycznych starć pomiędzy domownikami. Każdy mógł się spełniać, a Władca Feniksa był dla wszystkich wyrozumiały. Ale mnie jeszcze nie było wtedy na tym swiecie. Podobno to mój dziedek zniszczył tę ideę swoimi rządami. Przez chwilę myslałam jak by to było  gdyby ta idea nie została zniszczona. Ja wychowywana w dobrej atmosferze w rodzinie ni byłabym potworem. Rozmawiałabym sobie z ojcem przy sniadaniu, a z matką zajmowałabym się ogrodem. Opiekowałabym się młodszym rodzeństwem i wymykała z Jessicą na imprezy za co dostawałabym szlabany. W końcu poznałabym chłopaka, na przykład Stefana i przedstawiła go rodzicom i żylibysmy długo i szczęsliwie z gromadką dzieci. A teraz? Nawet o tym nie myslę. Nie obchodzą mnie takie mżonki jak rodzina i dzieci. Za bardzo się boję, że będę taka jak mój ojciec, co jest bardzo podobne, bo rzeczywiscie charakter mam do niego bardzo podobny. Obaj jestesmy krwiożerczy, nie czujemy wyższych uczuć, jestesmy egoistami, dbamy tylko o siebie i jestesmy owładnięci chęcią zemsty. Tylko tyle, że on pragnie władzy, a ja jedynie krwi zdrajców. Ja byłam bardziej temperamentna, a on miał w sobie więcej pogardy. To własnie ta pogarda niszczyła mnie przez tysiące lat. Wiele razy powrównywano mnie do Assassina Connora. Owczywiscie odkąd ta gra wyszła. Ciemny msciciel. Czy ja wiem? Ja po prostu zabijałam dla przyjamnosci nie dla zemsty. No może Klausa chciałam zabić dla zemsty, ale jak widać nie najlepsza jestem w wendettcie. 
Nagle drzwi otworzyły się, a nasza walka została przerwana. Ojciec spojrzał z furią w oczach na tego kto nam przerwał. Na Jessicę, ale ona była skupiona na mnie. Posłała mi pytające spojrzenie, a ja niezauważalnie przytaknęłam skinieniem głowy. Ona jedyna wiedziała gdzie jestem i w jakim celu. 
- Freya cię wzywa- powiedziała i zniknęła za drzwiami. Czego moja matka w takim momencie może chcieć od mojego ojca? Poza tym ona nigdy go nie wzywała. Bała sie go, zresztą tak samo jak ja kiedys. Własnie, dobre słowo- kiedys. Ojciec spojrzał na mnie przelotnie i wyszedł z gabinetu. Zostałam sama by wypełnić mój plan. Tak też zrobiłam. Wszystko posżło tak, jak to było zaplanowane. Ojciec szybko wrócił do gabinetu i zasiadł z powrotem za biurkiem. 
- Więc chcesz wiedzieć co się stało?- zapytał i pociągnął łyk z kieliszka, a ja starałam się ukryć wszelkie emocje.- Przybyli ci twoi żałosni przyjaciele. Próbowali cię uratować, ale cię nie zastali. Ale uwlonili wraz z tymi twoimi karygodnymi doradcami tę blondyneczkę. Niestety, nie uda im się uciec. Wszyscy zginą. Będziesz patrzeć na ich smierć- powiedział i zaczął kaszleć. Krztusił się, a ja tylko usmiechnęłam się złowieszczo.
- Jedyną smiercią na którą będę patrzeć, będzie twoja smierć-szepnełam mu do ucha, a ten dalej się krztusił. 
- Cos ty mi zrobiła!- wrzasnął i spojrzał na mnie z wsciekłoscią.
- Ascencia tatusiu, Ascencia- powiedziałam i patrzyłam jak mój ojciec rozsypuje się w proch. W końcu to zakończyłam.

---------------------------------------------------------------------------------

No moi kochani, nie myslcie, że to już koniec. Został mi jeszcze jeden rozdział i epilog i mam zamiar was jeszcze mocno zadziwić :) Rozdział krótki, ale taki miał być :)
Chciałam was też poinformować, że po zakończeniu tego bloga, czyli już niedługo, startuje blog potterowski na którego zapraszam tu. Poza tym, trochę wstrzymam się z kontynuacją, bo po zakończeniue The Dark Spirit zaczynam blog o Igrzyskach Śmierci na którego frist look zapraszam tu, ale nie martwcie się, bo kontunyację naprawdę napiszę, tylko póki co muszę odpocząć od wampirów.
Przypominam, że nadal możecie zgłaszać się do blogowej współpracy ze mną i Akrelyną!

Obserwatorzy